Corvette i Camaro to dwa wielkie imiona ze stajni Chevroleta. I dwie wielkie maszyny, które w sposób nader bolesny potrafią odsiać chłopców od mężczyzn. W specyfikacji na rok 2012 najmocniejsze Camaro ZL1 rozwija z 6,2-litrowego, doładowanego V8 aż 588 koni mechanicznych, a najmocniejsze Corvette ZR1 z V8 tej samej serii LS9 wyciska aż 647 koni. Corvette w bazowej wersji ma 436 koni, a Camaro 327, które też potrafią zrobić swoje. Życie jest nam jednak jeszcze miłe, konto bankowe nie pęcznieje od zgromadzonych na nim środków, a nie chcielibyśmy skończyć z Priusem w garażu? General Motors i na to ma pomysł, który przywiozło na styczniowe North American International Auto Show w Detroit. To koncepty Code 130R oraz Tru 140S. Oba powstały w wyniku blisko roku sondowania oczekiwań młodych kierowców w ośrodkach o największej mocy kreowania trendów, jak Kalifornia i Nowy Jork.
Code 130R na pierwszy rzuk oka jawi się jako zminiaturyzowane Camaro, jako muscle, który dopiero zaczyna przygodę z siłownią. Przyglądając mu się bliżej również dostrzeżemy wiele detali nawiązujących do większego brata, jak choćby kształty tylnych świateł. Od Camaro auto jest o 44 centymetry krótsze, ale odznacza się rozstawem osi mniejszym już tylko o 77 milimetrów. W środku coupe ma mieścić cztery osoby w układzie 2+2, co oznacza, iż tylna kanapa służy jedynie w awaryjnych sytuacjach lub jako miejsce dla dzieci. Nadwozie auta dyskretnie ozdobiło logo z flagami, przypominające to z Corvette, zwiastujące nadejście większej ilości interesujących modeli spod znaku Chevroleta.
Na kształtach karoserii punkty wspólne z Camaro właściwie się kończą (projekt wnętrza pozostał jedynie na kartce papieru). Do napędu Code 130R nie wykorzystano niczego imponującego rozmiarami i osiągami, ale niewielki silnik wpisujący się w trend cięcia kosztów zakupu i eksploatacji oraz dbałość o środowisko naturalne. Z przodu pracuje 1,4-litrowa, doładowana jednostka benzynowa serii Ecotec z technologiami eAssist. Pod tym hasłem kryje się między innymi system start/stop, odzyskiwanie energii kinetycznej z hamowania i równomierny rozkład momentu obrotowego, eliminujący dziurę turbo.
Serce konceptu z żeliwnym blokiem i aluminiową głowicą wyposażono w dwa wałki rozrządu, cztery zawory na każdy z czterech cylindrów, system zmiennych faz rozrządu oraz sekwencyjny, wielopunktowy wtrysk paliwa. Maksymalne obroty silnika sięgają 6,5 tysiąca na minutę, a jego metryczkę uzupełniają dość skromne jak na tą klasę rezerwy mocy i momentu obrotowego: 150 koni mechanicznych i niespełna 150 niutonometrów. Aby być praktycznym tyle wystarczy, ale aby konkurować na przykład z 200-konnym Scionem FR-S to już znacznie za mało. Napęd przekazywany jest tylko na tył, a twórcy przewidują ręczne lub automatyczne skrzynie biegów o sześciu przełożeniach (w standardzie automat).
Code 130R oraz Tru 140S, który dzieli z nim silnik, ale prezentuje zupełnie inną koncepcję z napędem na przód, adresowane są do Amerykanów poniżej 30 roku życia. Ich liczba według powszechnego spisu ludności miałaby sięgać 80 milionów, co przekładałoby się na 40-procentowy udział w populacji potencjalnych nabywców czterech kółek i siłę rażenia tryliona dolarów. Z myślą o nich po debiucie na wystawie w Detroit oba pojazdy mają wybrać się na kolejne salony na terenie całego USA, zbierając opinie, które być może sprawią, iż któryś z nich trafi do produkcji seryjnej. Jeśli tak się stanie ich cena miałaby tylko nieznacznie przekraczać 20 tysięcy dolarów.
Tekst: Przemysław Rosołowski
Ostatnia aktualizacja: 19.01.2012
