Rok 2003 był dla amerykańskiej Corvetty rokiem 50 już urodzin. Amerykanie jakoś specjalnie nie celebrowali tego jubileuszu. Zrobili to natomiast Europejczycy, a konkretnie Włosi. Studio Italdesign na czele z Giorgetto i Fabrizio Giugiaro pokazało czwartego marca na salonie samochodowym w Genewie koncepcyjne coupe Corvette Moray.
Pojazd zawdzięcza swoją nazwę drapieżnej, jadowitej rybie zamieszkującej strefę przybrzeżną mórz ciepłych i gorących - murenie. Na samej nazwie podobieństwa z tym stworzeniem się nie kończą - kontury auta przypominać mają sinusoidę kreśloną podczas ruchu w tafli wody. I przypominają... Trochę... Jeśli się przymruży oczy...
Moray bazuje na piątej generacji Corvette. Stylistycznie auto nawiązuje do pierwowzoru - ścięty tył z czterema, okrągłymi lampami oraz charakterystyczny przedni wlot powietrza to znaki rozpoznawcze zarezerwowane tylko dla tego modelu. Z przodu styliści poszli nieco dalej. Znad uśmiechniętej paszczy spoglądają skośne ślepka a po jej bokach uroku całości dodają dwa pieprzyki. Jak to było w jednym z filmów: "O, masz pieprzyk! To pewnie lubisz się...". Tak - przejdźmy do kolejnego akapitu...
Najbardziej interesującym elementem samochodu jest kopuła klatki pasażerskiej, która już niejednokrotnie pojawiała się w projektach ze studia Italdesign. Tym razem składa się ona z trzech części zamocowanych na stalowej ramie w kształcie litery Y, którą z dużą przesadą można uznać za szczątkowy dach w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Drzwi otwierają się standardowo, ale bez części oszklenia, która na pierwszy rzut oka powinna być z nimi połączona. Ten fragment kopuły unoszony jest do góry niczym skrzydła mewy. Oba szklane panele, znad kierowcy i pasażera, można usunąć. Coupe przekształca się wtedy w dość nietypowego roadstera. Z profilu uwagę przykuwają wydatne skrzela, chromowane progi oraz połyskujące, 20-calowe felgi, na których osadzono sportowe opony Michelin Pilot.
Zaprojektowanie wnętrza powierzono firmie Dralmaier Group. Fotele, część środkowego tunelu, kierownicy i deski rozdzielczej obito miękką skórą. Cały środkowy panel pokrywa lśniące aluminium. Instrumenty pokładowe umiejscowiono także przed pasażerem, który miałby występować w roli pilota. Boczne lusterka zastąpiono zestawem cyfrowych kamer.
Do napędu posłużył aluminiowy silnik V8 o pojemności ponad 6 litrów prosto od Chevroleta, chowający się pod przednią maską. Jego moc przekracza 400 koni mechanicznych (Corvette piątej generacji legitymowała się mniejszą mocą) a współpraca z czterobiegowym automatem najlepiej układa się gdy siła napędowa przenoszona ma być na tylną oś. Osiągi nie są niestety bliżej znane.
Studio Italdesign po raz kolejny stanęło na wysokości zadania - stworzono koncept, który przy zachowaniu tradycji pierwowzoru popchnął go jednocześnie w zupełnie nowe rejony. Kwestią indywidualnego gustu pozostanie to, czy wolimy propozycję Włochów czy też sprawdzone rozwiązanie nadwoziowe z USA...
Tekst: Przemysław Rosołowski.
Ostatnia aktualizacja: 07.09.2007