Jesienią 2003 roku Bernd Schneider sięgnął na pętli Hockenheimring po swój czwarty i przedostatni tytuł mistrzowski w serii DTM, którą w tamtym czasie tytułowano się oficjalnie jako Deutsche Tourenwagen Masters. Schneider od kilkunastu lat związany był z Mercedes-Benzem i nie inaczej było tym razem: do tytułu mistrzowskiego doprowadziło go coupe CLK w swoim ostatnim roku startów przed zastąpieniem przez maszynę bazującą na klasie C. Mercedes-Benz w sezonie 2003 zmiażdżył rywali: dwa pierwsze miejsca w klasyfikacji zespołów zajęły formacje korzystające z CLK, a w tabeli konstruktorów marka zebrała ponad półtora razy więcej punktów niż Audi i Opel razem wzięte!
Sukces takiego kalibru nie mógł obejść się bez echa odbijającego się między samochodami drogowymi, wśród których w tamtym czasie można było znaleźć między innymi 367-konne coupe CLK 55, firmowane przez oddział AMG, którego kariera obejmowała rolę samochodu bezpieczeństwa w Formule 1. Nieźle, ale zdecydowanie za mało, jeśli chcemy się poczuć niczym w blisko 500-konnej bestii rządzącej w DTM. Dlatego wiosną 2004 roku zadebiutował limitowany model z piekła rodem: CLK DTM AMG.
Drogowe CLK DTM jest nie do pomylenia z jakimkolwiek innym AMG, jakie wyprodukowano wcześniej czy później. Poszerzane nadkola z przodu i z tyłu z atrapami wlotów i wylotów powietrza wzorowane na samochodzie wyścigowym, nieruchome skrzydło z włókien węglowych na klapie bagażnika, przedni zderzak rozbudowany o splitter, unikatowe felgi, ogołocone drzwi z włókien węglowych, ciasne, kubełkowe fotele z 4-punktowymi szelkami, kierownica obita zamszem z metalowymi łopatkami do zmiany biegów czy węglowa rozpora w miejscu, w którym zwykle znajduje się tylna kanapa to tylko powierzchowne ostrzeżenia o prawdziwych możliwościach i charakterze auta, które niewtajemniczeni mogą uznać za tanie wysiłki jakiegoś tunera, a nie fabryczną robotę. Oprócz tylnej kanapy i boczków drzwi z auta m.in. w imię odchudzania zniknęły też dywaniki, kilogramy materiałów wyciszających oraz opuszczane tylne szyby, które były znakiem rozpoznawczym bardziej cywilizowanych CLK. Większość paneli karoserii wykonano z włókien węglowych. W środku pojawiła się duża gaśnica, a przed oczami kierowcy do szybkiej jazdy prowokował prędkościomierz wyskalowany do 360 km/h.
Groźny wygląd i surowe wnętrze szły z parą z dużymi zmianami natury technicznej. CLK DTM AMG otrzymał zupełnie nowe, utwardzone i usztywnione zawieszenie z możliwością ręcznej regulacji sprężyn i amortyzatorów, układ hamulcowy z węglowo-ceramicznymi tarczami, a pod jego maskę trafiło przeszło 5,4-litrowe V8 ze sprężarką znane z innych modeli AMG, ale poddane dużym modyfikacjom (nowa skrzynia korbowa, tłoki, zawory, układ chłodzenia, dolot, wydech i układ doładowania). Jednostka napędowa rozwijała aż 582 konie mechaniczne przy 6,1 tysiącach obrotów na minutę oraz 800 niutonometrów przy 3,5 tysiącach obrotów na minutę! To prawie cztery razy więcej, niż bazowy CLK generacji C209. To więcej, niż w przypadku 481-konnego coupe CLK 63 AMG, które pojawiło się w 2006 roku i więcej, niż w przypadku jeszcze młodszego, limitowanego CLK 63 AMG Black Series, w przypadku którego zatrzymano się na skromnych 507 KM. Widlastą ósemkę połączono z 5-stopniowym automatem SpeedShift 5G-Tronic, który wysyłał całą moc tylko na tylną oś z mechanizmem różnicowym o ograniczonym poślizgu oraz elektronicznymi zabezpieczeniami, jak kontrola trakcji, którą w przypływie odwagi można było wyłączyć. Rasowe AMG mogło rozpędzić się do setki w 3,9 sekundy i rozwinąć elektronicznie ograniczoną prędkość maksymalną 320 kilometrów na godzinę, co stawiało je wśród najszybszych, drogowych samochodów na świecie w regularnej produkcji.
Limitowany do 100 egzemplarzy CLK DTM AMG przeznaczony był tylko na rynek europejski (40 sztuk z kierownicą po prawej stronie), a kilkanaście miesięcy po coupe do kolekcji dołączył również kabriolet, którego produkcję ograniczono do 80 sztuk. Za nowości na coupe trzeba było wydać przeszło 230 tysięcy euro. Wśród właścicieli auta znaleźli się tacy mistrzowie kierownicy, jak Juan Pablo Montoya, Takuma Sato, Mika Hakkinen, Kimi Raikkonen czy Jenson Button (Hakkinen jako dwukrotny mistrz świata Formuły 1 w bolidach McLarena z silnikami Mercedesa, Raikkonen i Button jako przyszli mistrzowie świata). Wartość modelu, którego formuły AMG już nie powtórzyło, idzie tylko w górę. Latem 2015 na licytacji Gooding & Company w Pebble Beach coupe na podwoziu numer 126 sprzedano za 451 tysięcy dolarów, a rok później w tym samym miejscu inna sztuka zmieniła właściciela za 407 tysięcy dolarów - w obu przypadkach ponad półtora miliona złotych.
Tekst: Przemysław Rosołowski
Ostatnia aktualizacja: 31.12.2020