W roku 1979 na rynek po licznych perypetiach wszedł jeden z najbardziej niezwykłych modeli BMW, jakie kiedykolwiek produkowano - supercoupe M1. Zanim dzieło oddziału M GmbH trafiło na taśmy (nota bene nie BMW, ponieważ M GmbH nie dysponowało własnymi siłami produkcyjnymi) musiało jednak pokonać kilka trudności. Największą z nich było bankructwo Lamborghini. To właśnie ta włoska firma miała w pierwotnych zamierzeniach produkować M1. Włochom powierzono także dopracowanie zawieszenia oraz opracowanie konstrukcji nośnej. Zanim firma upadła zdążono w Sant'Agata zbudować siedem sprawnych prototypów, które potem BMW wraz z planami zabrało do siebie, aby ukończyć samochód własnymi siłami.
Także o wyjątkowości M1 nie świadczył jedynie jeden czynnik. Linie nadwozia nakreślił sam Giorgetto Giugiaro, inspirując się wyraźnie stworzonym kilka lat wcześniej przez Paula Bracqa koncepcyjnym Turbo. Po raz pierwszy w seryjnym BMW pojawiły się chowane reflektory a z tyłu przyklejono aż dwa firmowe logosy - jeden w prawym górnym rogu a drugi w lewym. M1 było również pierwszym (i jak dotąd ostatnim) seryjnie produkowanym samochodem koncernu z silnikiem umieszczonym centralnie.
Niestety w swoim czasie M1 nie odniósł sukcesu. Samochód był droższy niż niemal każde inne auto a produkcja szła takim tempem, że zanim wypuszczono 400 cywilnych sztuk uprawniających do startów w wyścigach klasy GT grupa, w której Bawarczyk miał się ścigać przestała istnieć. Zasłużona chwała przyszła z czasem i dziś o pierwszym BMW spod znaku M można śmiało mówić w kategoriach legendy.
Legenda ta w koncepcyjnej, futurystycznej formie jako M1 Hommage ("homage" to w angielskim "hołd") powróciła zupełnie niespodziewanie w 30-lecie M1 w ostatnim weekendzie kwietnia 2008 roku na konkursie piękności we włoskim Villa d'Este, któremu patronuje grupa BMW. Niemieccy styliści stworzyli coupe, w którym bez trudu odnajdziemy ślady przodka. Mamy tu więc profil klina, przymrużone spojrzenie "spod byka", podobny wzór felg (odpowiednio większych i bardziej błyszczących), "żaluzje" na tylnej szybie i oczywiście dwa firmowe, biało-niebieskie śmigiełka na zadzie - M1 przyszłości pełną gębą! Do kolekcji stylistycznych smaczków dołączono między innymi wybrzuszoną maskę, skomplikowane kształty lamp wykorzystujących diody LED, dyfuzor i ogromne wloty powietrza w każdej części karoserii, ktorej nadano płatową budowę - praktycznie samodzielną całość tworzy cały panel dachowy oraz przedni, rozszczepiony na dwa zderzak, który spełnia przede wszystkim rolę aerodynamiczną i powstał dzięki wykorzystaniu doświadczeń z Formuły 1. Żywa pomarańcz nadwozia to oczywiste nawiązanie do konceptu Turbo z 1972, który również ociekał podobną soczystością koloru.
Oryginalny M1 napędzany był 6-cylindrowym silnikiem o mocy prawie 280 KM. M1 Hommage napędzany jest... póki co niczym. Koncept nie ma nawet wnętrza. Działają za to zewnętrzne światła i układ kierowniczy. BMW na razie nic oficjalnie nie obiecuje, ale z kanałów poza tego typu informacjami wiadomo, że planowane jest rozwinięcie konceptu. Być może trafi do niego ponad 500-konne V10 znane z obecnych generacji modeli M5 i M6? O ile tylko plan rozwoju wejdzie w życie...
Koncept poza uczczeniem 30-lecia M1 zwiastować ma nową drogę stylistyczną, którą podążą seryjne samochody marki zawdzięczające w ostatnich latach swoją zewnętrzną prezencję Chrisowi Bangle'owi (M1 Hommage powstał pod okiem nowego szefa stylistów BMW, którym jest obecnie Adrian van Hooydon). Prace Amerykanina spotkały się jednak ze sporymi kontrowersjami i z pewnością liczna grupa entuzjastów marki patrząc na M1 Hommage już nie może się doczekać kolejnych powiewów całkowitych zmian.
Tekst: Przemysław Rosołowski.
Ostatnia aktualizacja: 29.04.2008