Szefowie wielkich firm motoryzacyjnych, inżynierowie oraz zwykli kierowcy i pasażerowie od ponad 100 lat zadają sobie pytanie jaki powinien być samochód idealny. Problem polega na tym, że pewne pożądane cechy jak dobre osiągi, niskie koszty czy praktyczność w zasadzie wykluczają się, co zbudowanie idealnego samochodu czyni niemal niemożliwym. Na przestrzeni lat znalazła się jednak całkiem spora grupa ludzi, którzy myśleli inaczej i postanowili to udowodnić. Jednym z nich był John Zachary De Lorean, urodzony w 1925 roku amerykański inżynier motoryzacyjny. Wcześniej pracował w firmie Pontiac, gdzie w wieku 41 lat został najmłodszym w historii szefem działu w General Motors, był bardzo prawdopodobnym kandydatem na szefa całego koncernu. De Lorean wybrał jednak inna drogę. Porzucił karierę w GM i wielkie wynagrodzenia, aby zbudować samochód idealny. W 1973 roku za odłożone pieniądze założył DeLorean Motor Company. Siedziba firmy została ulokowana nie w Detroit, lecz w mieście Dunmurry w Irlandii Północnej, gdzie powstała ultra-nowoczesna fabryka, notabene projektowana przez ludzi z Renault. Ten rejon borykał się z bezrobociem, dlatego tez potencjalni kandydaci na pracowników walili drzwiami i oknami, szkoda tylko, że większość z nich nie miała pojęcia o pracy w firmie produkującej samochody. Na zachętę otrzymali bardzo dobre pensje i dodatkowe premie.
Ci ludzie, w tej fabryce mieli budować samochód idealny o nazwie DeLorean DMC-12. Jego głównymi projektantami byli sam De Lorean oraz William Collins, natomiast kluczowe elementy takie jak podwozie, silnik itd. opracowały najlepsze europejskie firmy. Samochód miał wykorzystywać nowoczesne i niestosowane wcześniej rozwiązania techniczne i tak faktycznie było.
Główny element nośny DeLoreana stanowi stalowa rama w kształcie dwóch połączonych liter Y. Do niej przymocowano przestrzenną strukturę wykonaną z włókien szklanych i tworzyw sztucznych, które zapewniały niską masę i bardzo dużą sztywność karoserii. Taka technologia budowy została opatentowana przez Lotusa i DeLorean musiał wykupić licencję. Poszycie nadwozia zostało natomiast wykonane ze szczotkowanej stali nierdzewnej. Zapewnia to autu wyjątkowy wygląd i ma jeszcze kilka innych zalet. Po pierwsze takie nadwozie jest odporne na korozję, a po drugie nie wymaga szkodliwego dla środowiska lakierowania. Nie ma jednak róży bez kolców. Stal nierdzewna jest dosyć droga i bardzo trudna w obróbce. Na szczęście DeLorean ma dosyć prostą linię nadwozia, dzięki czemu poszycie nie musiało być kształtowane w złożone formy.
Nadwozie to chyba najmocniejsza strona tego auta. Jak już wspomniałem linia auta jest stosunkowo prosta i kanciasta w swojej formie - taka moda panowała pod koniec lat siedemdziesiątych. Głównym projektantem Delo był sam Giugiaro. Samochód bardzo przypomina prototyp Lamborghini Marzal z 1967 roku. Przód prezentuje się dosyć "normalnie" - cztery kwadratowe reflektory, niczym niewyróżniający się grill i płaska, prosta pokrywa silnika. Kierując się ku tyłowi robi się ciekawiej. Bezpośrednio za niewielką kabiną znajduje się przedział silnika od góry osłonięty ażurową pokrywą jak w Lamborghini Miura. Tylne światła przypominają trochę rozłożoną na płasko kostkę Rubika. Nadwozie ozdabiają felgi o średnicy 14 cali z przodu i 15 z tyłu oraz sportowo wyglądające końcówki wydechu. To wszystko jest jednak niczym w porównaniu z niezwykłymi drzwiami typu skrzydła mewy. To one są najbardziej charakterystyczną cechą DeLoreana. Pomysł został zaczerpnięty oczywiście od legendarnego Mercedesa 300 SL. Stosunkowo ciężkie drzwi w DMC-12 są unoszone przez system dźwigienek i gazowe siłowniki, co odbywa się praktycznie bez użycia siły kierowcy czy też pasażera. Skrzydła mewy nie tylko fajnie wyglądają ale także są bardzo praktyczne. Wsiadanie jest bardzo łatwe, a podczas otwierania drzwi wychodzą poza obrys samochodu tylko o nieco ponad 10 cm - śmiało można parkować w tłoku.
DeLorean jest dwuosobowym samochodem sportowym, zapewniajacym swoim pasażerom bardzo dobre warunki podróżowania. Na kwestie przestrzeni wyczulony był sam John De Lorean, który liczył sobie niemal 2 metry wzrostu. Do dyspozycji pasażerów jest płaski bagażnik ukryty pod przednią maską a także trochę przestrzeni za oparciami siedzeń. Niestety kabina DeLoreana nie dorównuje jego nadwoziu. Kształt deski rozdzielczej nie ma w sobie nic nowatorskiego, dodatkowo nie została ona najlepiej wykonana. Klient miał do wyboru dwa smętne kolory skórzanej tapicerki: czarny jak smoła lub szary jak cement. Standardowym wyposażeniem była klimatyzacja, absolutnie nieodzowna biorąc pod uwagę, że w DMC opuszczane były tylko malutkie lufciki na środku całkiem sporych bocznych szyb.
DMC-12 został wyposażony w niezależne zawieszenie wszystkich kół; większość elementów zapożyczono z Lotusa Esprit. Widząc na sprężynach czy wahaczach logo brytyjskiej marki można śmiało założyć, że DMC będzie się prowadził jak marzenie i tak ponoć było w przypadku prototypów. Niestety prawo obowiązujące w USA zmusiło producenta do podniesienia całego auta co zaburzyło geometrię zawieszenia. Produkcyjny DeLorean prowadzi się raczej kiepsko, spowodowane jest to także nierównomiernym rozkładem masy wynoszącym 35%/65%. Jeden ze znanych posiadaczy DMC-12 powiedział że "prowadzi się jak autobus na kołach z marmelady" - to chyba mówi wszystko.
DeLorean jako samochód sportowy powinien mieć dosyć mocny silnik - w początkowych planach rozważano stosowanie motoru Wankla od Citroena, jednak ten pomysł nie wypalił. Ostatecznie zdecydowano się na nowoczesny, sześciocylindrowy silnik opracowany przez firmy Renault, Peugeot i Volvo. Jednostka została wykonana w całości z aluminium i wyposażona we wtrysk paliwa od firmy Bosch. Pod maską Renault czy Volvo silnik rozwijał moc 170 koni, tak samo miało być w DMC, niestety surowe normy emisji spalin w USA wymusiły zastosowanie katalizatorów i zmniejszenie mocy do około 130 KM, trochę za mało jak na sportowy wóz. Napęd był przekazywany na tylne koła za pomocą 5-biegowej skrzyni ręcznej, za dopłatą 650 dolców dostępny był automat. Osiągi DMC-12 pozostawiały sporo do życzenia - prawie 10 sekund do setki nie było rezultatem godnym dwuosobowego coupe. Oficjalna, podawana przez producenta prędkość maksymalna wynosiła 175 km/h, jednak w rzeczywistości DMC jest w stanie osiągnąć ponad 200 km/h.
Reasumując DeLorean DMC-12 był atrakcyjnym i bardzo nowoczesnym samochodem, jednak trochę za słabym i kiepsko prowadzącym się. Te wady możnaby przeboleć gdyby nie cena. Początkowo zapowiadano, że samochód ma kosztować 12 000 dolarów, co było bardzo kuszącą ofertą i wzbudziło wielkie zainteresowanie. Niestety w 1981 roku, w momencie wprowadzenia do sprzedaży cena podskoczyła do 26 000 zielonyach a zainteresowanie modelem poleciało na łeb, na szyję. 26 000 w tamtych czasach odpowiadało dzisiejszej cenie nowiutkiej Corvetty. Trudno się zatem dziwić, że firma DeLorean wpadła w wielkie tarapaty i ogłosiła upadłość w 1982. Łącznie powstało 9 500 egzemplarzy DMC-12, po dziś dzień na chodzie jest ponad 6000. Początkowo niedoceniany DeLorean stał się kultowym samochodem, głównie dzięki roli w filmie "Powrót do przyszłości".
Sam John De Lorean próbował na nowo rozkręcić swoją firmę, co jednak mu się nie udało, dodatkowo został bezpodstawnie oskarżony o handel narkotykami, przez co zupełnie utracił wiarygodność i stał się kompletnym bankrutem. John De Lorean zmarł 19 marca 2005 w wieku 80 lat.
Pomimo ogłoszenia upadłości firma DMC nie zniknęła z mapy świata, ba - nadal istnieje. Zajmuje się handlem częściami zamiennymi, a także z istniejących elementów... składa na indywidualne zamówienia zupełnie nowe egzemplarze DMC-12!
Tekst: Piotr Talik
Ostatnia aktualizacja: 03.05.2008