Czego może brakować w koncernie, pod którego skrzydłami znajdują się tak znakomite marki jak Lamborghini, Bentley, Bugatti, ognisty Seat czy nie grzeszące brakiem sportowego zacięcia Audi, a jego wieczysty związek z Porsche jest nierozerwalny? Przede wszystkim większej dawki charakteru porównywalnego z modelami wyżej wymienionych firm w autach sygnowanym własnym znakiem. A tego u Volkswagena się nie uświadczy, chyba, że operować jednostkami miary znanymi jedynie farmaceutom. Filozofia, według której koncern powołano do życia - "samochód dla ludu" - daje o sobie znać aż nadto boleśnie.
Jednak nic straconego: z masy niczym nie wyróżniających się aut w myśl zmiany wizerunku marki wybijają się coraz liczniejsze koncepty. Lata '90 zamknął imponujący W12, w 2005 roku oglądać mogliśmy EcoRacera a rok później Iroc'a zwiastującego nowe wcielenie Scirocco. Między nimi znalazł się również Concept R pokazany w 2003 roku na międzynarodowym salonie samochodowym we Frankfurcie. Z czym go się je?
Z pozoru Concept R to zwykły roadster, który urodziwą stylistyką nie wybiega zbyt daleko w przyszłość i zapewne bez większych poprawek mógłby trafić do produkcji seryjnej. Bryłę auta zamknięto na długości tylko 4,16 metra i wysokości zaledwie 125 centymetrów. Uwagę zwracają nisko osadzone nozdrza na przedzie, przednie reflektory z diodami LED, dwa garby za głowami kierowcy i pasażera z chromowanymi panelami oraz dwie ogromne końcówki wydechu umieszczone po środku zgrabnego kupra przypominającego kształtami Porsche Boxstera. Ale koncept miał być zwykły tylko z pozoru. Czy jest? Zajrzyjmy do środka...
W spartańskich warunkach, w których główne role odgrywają zmyślne, chromowane panele tunelu środkowego i baterii wskaźników pokładowych, znalazło się miejsce tylko dla dwojga (drzwi otwieramy i zamykamy na stałe bez użycia tradycyjnego kluczyka, którego rolę przejmuje... klamka). Nieregulowane fotele dostosowują swój kształt do ciała a cała kolumna kierownicy (wykonanej w sporej części z polerowanego aluminium) z zegarami oraz pedały są ruchome pozwalając na ustawienie wygodnej pozycji. Także pasażer może zając wygodną pozycję, dla niego przeznaczono elektronicznie regulowany podnóżek. Inne miłe zaskoczenie czeka po odpaleniu silnika - przed oczami w centrum koła kierownicy pojawia się pulsujące logo Volkswagena oparte o organiczne diody LED (OLED). Mało niespodzianek? Największa dopiero przed nami.
Poznamy ją podnosząc maskę. Znajdziemy pod nią... No właśnie - nie znajdziemy tam nic szczególnego. Silnik został umieszczony tam, gdzie w niemal wszystkich Volkswagenach mieści się bagażnik i kanapa dla pasażerów - centralnie! Przy tej okazji w tylnej części nadwozia wycięto cieszący oko "grill", którym odprowadzane jest gorące powietrze. Jednostkę napędową połączono z 6-stopniową, 2-sprzęgłową przekładnią DSG, która transportuje cały moment obrotowy na tylną oś. Chwalebna to idea.
Sam silnik to 3,2-litrowe, 24-zaworowe V6 z bezpośrednim wtryskiem paliwa FSI pochodzące z najmocniejszego Golfa w historii, R32 z piątej generacji (na której płycie podłogowej z resztą Concept R bazuje) oraz z Audi TT 3,2 Quattro i A3. Osiągami jednak wyprzedza on zarówno równoległe R32 (240 KM, 320 Nm) jak i TT (250 KM, 320 Nm). Rozwija 265 KM mocy i 350 Nm momentu, które mają wystarczyć na rozpędzenie się do setki w 5,3 sekundy i osiągnięcie prędkości maksymalnej w okolicach 270 km/h. To ostatnie jednak nie ma prawa miejsca z racji elektronicznego kagańca zaciskającego się przy 250 km/h. Aby odpalić spoczywające za plecami pasażerów mechaniczne serce pojazdu, podobnie jak przy otwieraniu drzwi, nie potrzebujemy kluczyka. Cała procedura sprowadza się do naciśnięcia przycisku z wymownym napisem "Start".
Obiecujące auto nigdy nie miało wejść do produkcji seryjnej, zgodnie z założeniami Volkswagena koncept przecierał jedynie szlak marce na drodze do nowego wizerunku. To ostatnie nieco nagiął pokazany dokładnie dwa lata później Eos. Było mu jednak daleko do konceptu z racji miejsca dla czworga, składanego, twardego dachu i silnika umieszczonego z przodu o stonowanym wyglądzie nadwozia i wnętrza nie wspominając...
Tekst: Przemysław Rosołowski.
Ostatnia aktualizacja: 22.07.2008