Dawno, dawno temu, gdy hektolitry paliwa kosztowały grosze, w krainie wielomilowych prostych i zagrożonych wyginięciem zakrętów narodziła się legenda - american muscle. Jej siła drzemała w prostych rozwiązaniach konstrukcyjnych i mięsistych, grubo ciosanych nadwoziach, które skrywały pod maskami piecyki V8 o pojemnościach basenu i mocy nie dającej w żaden sposób trzymać się w ryzach. Z resztą nikt jej poskramiać nie chciał...
Przedstawiciele gatunku wymarli wraz z kryzysem paliwowym na początku lat siedemdziesiątych XX wieku, ale legenda pozostała. Modele, które zastąpiły klasyczne muscle cars nie miały już w sobie zbyt wiele z pierwowzorów, były lżejsze w formie i treści a ich silniki mniejsze. Dopiero trzy dekady później postanowiono dawne idee wskrzesić w należytej formie: na salonie w Detroit w styczniu 2006 roku pojawił się koncepcyjny Dodge Challenger oraz Chevrolet Camaro.
Sylwetka Challengera posiadając wszelkie niezbędne swoim czasom pierwiastki pozostała niezwykle bliska oryginałowi (pierwszy Challenger pojawił się w 1970 roku) bez przesadnego popadania w grząski styl retro. Na przedzie odnajdziemy charakterystyczne reflektory i grill wtłoczone pod maskę i nad zderzak a z tyłu podobny patent w postaci pojedynczego pasa ze zintegrowanymi lampami. Cała sylwetka jest jeszcze bardziej muskularna niż w oryginale a przytłaczające wrażenie potęguje dodatkowo potężny tylny słupek oraz 20-calowe felgi z przodu i 21-calowe z tyłu. Nie mogło również zabraknąć linii okien i wtórującego jej kilkadziesiąt centymetrów niżej przetłoczenia unoszącego się w okolicach tylnego nadkola. Innymi słowy: Challenger XXI wieku pełną gębą, samochód dla prawdziwego twardziela.
Należy dodać, że twardziela z kumplami: w środku znajdzie się miejsce dla czterech osób (tylna kanapa pomieści nie tylko dzieci). Najbardziej zadowoloną z nich będzie oczywiście kierowca, pod którego władanie oddano 8-cylindrowego HEMI oraz zestaw pokładowych wskaźników i przełączników inspirowany protoplastą. Wszystko dość proste i podporządkowane jednemu celowi, który staje się jasny po przekręceniu kluczyka: po prostu jedź!
Ta prozaiczna czynność budzi do życia bestię drzemiącą pod maską - V8 z głowicami o hemisferycznych (półkulistych) komorach spalania. To dla niego przygotowano dwa otwory w masce, które gdy zrobi się naprawdę gorąco wycofują zasłaniające je łopatki na pozycje spoczynkowe. Przeszło sześć litrów pojemności, prawie 430 koni mechanicznych mocy i równo 570 niutonometrów momentu obrotowego. Prawie tyle, co w oryginale.
Całe coupe osadzono na tylnonapędowej platformie LX, z której korzystają choćby Charger i Magnum oraz Chrysler 300. Jej rozstaw osi jest o 15 centymetrów większy niż w pierwszym Challengerze. Podobnie z rozstawem kół, który znacznie powiększono nawet w stosunku do standardowego podwozia LX.
Za wygląd Challengera odpowiadało chryslerowskie studio West Coast Pacifica. Ich zadanie było proste - wskrzesić legendę, i to porządnie. O fiasku tego przedsięwzięcia mówić nie można. Jeśli ktoś myśli inaczej... Cóż - jest w błędzie.
Niespełna trzy tygodnie po prezentacji konceptu oznajmiono, że samochód wejdzie do produkcji seryjnej. Premiera praktycznie nie zmienionego z zewnątrz i całkowicie zmienionego w środku (niestety in minus) auta miała miejsce na początku lutego 2008 a zaliczki od pierwszych chętnych zaczęto zbierać dwa miesiące wcześniej.
Tekst: Przemysław Rosołowski.
Ostatnia aktualizacja: 25.07.2008