Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku z fabryki w Maranello wyjeżdżało niewielkie, 4,24-metrowe coupe Dino. Pojazd nazwano tak na cześć zmarłego na bolesne schorzenie zaniku mięśni syna Enzo Ferrari'ego, Alfredo, zwanego Alfredino. Auto napędzało niespełna 200-konne V6, a pod marką Ferrari model pojawił się dopiero po kilku latach przy okazji drugiej generacji, nieznacznie większej i napędzanej już silnikiem V8. Dlaczego? To proste - w pierwszym Dino było za mało Ferrari, aby bez żadnych wątpliwości mogło nosić na masce czarnego Cavallino Rampante. Z podobnym problemem tożsamości spotkało się pierwsze "baby-Ferrari" XXI wieku - kabrio/coupe (na pokładzie twardy, składany dach) California.
Dlaczego? Niektórzy mogą mieć kilka, w pełni uzasadnionych, zastrzeżeń. Po pierwsze: pojazd dysponuje mocą "tylko" 460 KM, która płynie z nowego, umieszczonego z przodu V8 o pojemności 4,3 litrów, pozwalającego na rozwinięcie 310 km/h i rozpędzenie się w teorii do setki w niespełna 4 sekundy. Ferrari dnia dzisiejszego stać na znacznie więcej! Po drugie: to Ferrari nastawione na masowe zasiedlenie planety Ziemia, produkt skierowany do szerokiej rzeszy odbiorców, dla których Ferrari było dotychczas zbyt wielkie ciałem i duchem. I jeszcze ten nieszczęsny dach: Włosi słynący z dopieszczonych do ostatniej śrubki coupe i seksownych roadsterów ugięli się pod trendami i poszli w twardy, składany dach. Gdzie fantazja i szaleństwo?
Sprawa wyglądu i stylu pozostaje kwestią gustu wymagającą indywidualnego podejścia, ale gdyby komuś doskwierał brak mocy droga jest prosta, acz dla miękkiego sumienia wyboista - tuning! Pierwsze z szeregu ku rozczarowanym właścicielom nie obawiającym się podszlifowania wizerunku swojego Ferrari, już w połowie czerwca 2009, wystąpiło Edo Competition.
California to oczywiście nie pierwsze spotkanie tunera z produktami z Maranello. Edo Competition ma już na sumieniu między innymi 530-konnego spidera F430 rozpędzającego się do 340 km/h, 599 GTB rozwijające 750 KM, 800-konne Enzo XX mogące przekraczać 380 km/h, starsze 575 M, Superamericę oraz... konwersję FXX dopuszczającą je do zwykłego ruchu drogowego! Między tymi monstrami California prezentuje się nadzwyczaj niewinnie...
Na pierwszy ogień poszedł wygląd zewnętrzny auta, przy którym ograniczono się do minimum, zmieniając jedynie felgi. Obręcze (wraz z ogumieniem) dostępne są w rozmiarze 20 lub 21 cali, w kilku wzorach i kolorach. Na życzenie klienta na pokładzie mogą znaleźć się również nowe elementy zawieszenia opracowane wspólnie z firmą KW, zmniejszające prześwit o 35 milimetrów z przodu i z tyłu. Właściciel będzie miał jednocześnie możliwość regulacji w trzech poziomach stopnia tłumienia i skoku amortyzatorów.
Dla polepszenia osiągów Californii tuner oferuje rekalibrację ECU, nowy układ wydechowy z kontrolą przepustnicy oraz wydajniejsze katalizatory. Wszystko to poprawia znacząco przebieg krzywych momentu obrotowego i maksymalnej mocy, które w szczytowych punktach sięgają 500 KM i 500 Nm (40 KM i 15 Nm więcej, niż serynie). Na dobry początek to całkiem niezły wynik, ale jak najbardziej bezpiecznie będzie założyć, iż to nie ostatnie słowo tunera w tym temacie...
Tak przygotowane auto rozpędza się do setki w 3,9 sekundy i osiąga prędkość maksymalną 315 km/h. Po dograniu kwestii natury technicznej pozostaje dobór kolorów i wyglądu wnętrza - tutaj Edo Competition daje zawsze klientom wolną rękę.
Tekst: Przemysław Rosołowski
Ostatnia aktualizacja: 24.06.2009