W drugiej połowie lat '80 czeska Skoda produkowała rzadko już dziś spotykane coupe o nazwie Rapid, porównywane często jeśli chodzi o frajdę z jazdy do samego Porsche 911. Od tamtego czasu w ofercie firmy nie pojawił się niestety godny następca tego modelu. Iskra nadziei rozbłysła jednak na salonie samochodowym w Genewie w 2002 roku, gdzie Czesi sprawili wielką niespodziankę prezentując prototyp o nazwie Tudor, nawiązującej do modelu Skody produkowanego w latach '40 i '50 dwudziestego wieku. Cisza, jaka zapadła tuż po odkryciu coupe zginęła pod gromkimi brawami - pojazd zasłużenie spotkał się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem.
Tudor bazuje na flagowym okręcie producenta - modelu Superb, którego podwozie specjalnie obniżono i zmodernizowano, aby nadać mu bardziej sportowy i agresywny charakter, mogący sprostać dynamicznej jeździe i szybkiemu pokonywaniu ciasnych zakrętów. Przód coupe jednoznacznie kojarzy się z limuzyną, tył natomiast to zupełnie inna historia. Jego zamaszyste kształty i oryginalnie zintegrowane światła nie mogą chyba budzić innego uczucia jak tylko pożądania. Kremowe wnętrze auta z dodatkiem czerni i połysku aluminium na desce rozdzielczej mieści cztery osoby. Do napędu Tudora zaprzęgnięto najmocniejszy silnik z oferty Superb - V6 o mocy nieco ponad 190 koni mechanicznych. W pełni jednak wystarcza on do zapewnienia odpowiednich osiągów - prędkość maksymalna sięga prawie 240 km/h a przyspieszenie do setki trwa mniej niż osiem sekund. Napęd na przednie koła przenoszony jest poprzez pięciostopniową, ręczną skrzynię biegów a Tudor wyposażony jest między innymi w system kontroli trakcji ESP.
Mimo bardzo dobrego przyjęcia i pełnej gotowości do jazdy produkcja coupe nie była w planach. Tudor pozostał jedynie bardzo obiecującym prototypem. Genewska iskra, która mogła rozpalić potężny ogień niestety zgasła...
Tekst: Przemysław Rosołowski.
Ostatnia aktualizacja: 20.05.2007