Za amerykańską marką Vector do pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych XX wieku stał Gerald Wiegert, konstruktor i wynalazca, który o budowie własnego supercoupe marzył już w latach szkolnych. Od samego początku na jego celowniku znajdowały się auta ze stajni Ferrari, Lamborghini i Porsche, na przeciw których miały stanąć maszyny oparte o technologie zaczerpnięte prosto z aeronautyki. W słowach ich twórcy: "Chciałem być pilotem odrzutowca, ale nie miałem do tego odpowiednich warunków wzrokowych, dlatego zdecydowałem się stworzyć samochód, który będzie jak odrzutowiec".
Pierwszy koncept Vectora pojawił się w 1972 roku, ale był tylko statyczną rzeźbą nadwozia. Podobny projekt pokazano sześć lat później. W ciągu kolejnego roku zbudowano na jego bazie jeżdżący prototyp o oznaczeniu W2. Podwójnie doładowane supercoupe o mocy przekraczającej bez wytchnienia 600 KM nie miało szczęścia trafić do produkcji seryjnej. Tego zaszczytu przeszło dziesięć lat później dostąpił model W8, który powstał w kilkunastu egzemplarzach. Rosnącą koniunkturę firmy zatrzymało załamanie rynku i nagłośniona przez prasę afera związana z ponadprzeciętną awaryjnością jednego z nieukończonych egzemplarzy W8, który musiał w takiej formie trafić do zniecierpliwionego klienta.
To jednak nie zniechęciło Wiegerta do dalszych prac i na salonie samochodowym w Genewie pokazał zmodernizowane coupe Avtech WX3 i roadstera Avtech WX3R. Maszyny miały wejść na rynek jako najmocniejsze i najszybsze, drogowe samochody świata: moc ich 7-litrowych V8 miała sięgać 1000 koni mechanicznych, a prędkość maksymalna przekraczać 400 km/h! Wizja ta nie stała się jednak rzeczywistością.
Po powrocie Wiegerta ze Szwajcarii okazało się, że jego firmę w wyniku operacji o grząskim podłożu prawnym przejął indonezyjski koncern MegaTech, będący jednym z udziałowców. W skutek kolejnych wydarzeń został on zupełnie odsunięty od Vectora, a firmę przeniesiono z Kalifornii na Florydę. Produkcji seryjnej WX3 lub wznowienia budowy W8 nie było już w planach, a nowi właściciele wymyślili pojazd pozbawiony unikatowego pierwiastka, którym charakteryzowały się poprzednie Vectory. Był nim model M12, który miał w sobie więcej z Włoch niż ze Stanów Zjednoczonych.
Kosmiczne technologie Wiegerta odstawiono na bok na rzecz gotowych rozwiązań z... Lamborghini Diablo. Zabieg taki możliwy był dzięki przejęciu przez MegaTech w styczniu 1994 roku zakładów Lamborghini, które po siedmiu latach posiadania stały się zupełnie niespodziewanie zbyt dużym ciężarem dla Chryslera. Dla firmy z Sant'Agata Bolognese nie były to najlepsze lata. Podjęto w nich temat nowych ewolucji Diablo, małego coupe Cala i nowego okrętu flagowego Kanto, ale także sprzedano niemal dożywotnio licencję na samochód na bazie Diablo zupełnie niezależnemu Lamborghini Latinoamerica, a do 1997 nie notowano żadnych przychodów, tylko straty.
Diablo, a tym samym i tnące koszty M12, składano na podwoziu w postaci rurowej, przestrzennej ramy o masie około 80 kilogramów z niezależnym zawieszeniem i widlastym silnikiem o dwunastu cylindrach, stanowiącym rozwinięcie 5,2-litrowej jednostki z Countacha Quattrovalvole. Już na etapie projektowania włoscy inżynierowie przewidzieli pojawienie się ABS'u, adaptacyjnego zawieszenia oraz napędu na wszystkie cztery koła. W Vectorze obstano przy napędzie tylko na tylną oś, choć już od blisko dwóch lat w ofercie było kute na wszystkie cztery kopyta Diablo VT. Druga wersja wydarzeń mówi nie o rurowej ramie przestrzennej, ale o zaadoptowaniu mniej konwencjonalnego, półkadłubowego podwozia z WX3, co jednak kłóci się z palącą potrzebą obniżenia kosztów produkcji i niechęcią nowych właścicieli do pomysłów Wiegerta.
Nadwozie dla M12 zaprojektował Peter Stevens, który w swojej karierze pracował między innymi nad Jaguarem XJR-15, McLarenem F1 i poprawkami Lotusa Esprita. Brytyjczyk oparł swoje dzieło o kształty WX3, nie zapominając o elementach charakterystycznych dla Vectora, jak dwuczęściowe szyby w unoszonych do góry drzwiach. Z pokładu zniknęły niestety rzędy cyfrowych wskaźników, które dominowały w kabinach poprzednich samochodów marki. Zamiast nich pojawiły się zwykłe zegary analogowe i pospolita deska rozdzielcza, nie noszące najmniejszych znamion pochodzenia pozaziemskiego.
Współpracujące z ręczną skrzynią biegów o pięciu przełożeniach V12 przy pojemności 5,7 litrów rozwijało w pierwszych wcieleniach Diablo 492 konie mechaniczne. W amerykańskim wozie uwolniono z niego kilka KM więcej. M12 nie był tak gibki, jak Diablo i do 100 km/h rozpędzał się w prawie pięć sekund oraz przekraczał 300 km/h tylko na tyle, aby podglądnąć jakie inne maszyny grasują w tym ekskluzywnym klubie demonów prędkości.
Nowe zakłady Vector Supercars miały produkować nawet 150 samochodów rocznie, ale M12 został zbudowany w zaledwie osiemnastu egzemplarzach, z których czternaście przeznaczono na sprzedaż. Pozostałe cztery, przedprodukcyjne sztuki przekształcono w wyścigowe M12 GT2, których nieliczne starty kończyły się przeważnie awariami. Produkcję modelu zakończono w 1999 roku gdy Lamborghini było już we władaniu Volkswagena, a chylącego się ku upadkowi MegaTech nie było stać nawet na zakup włoskich silników. Na bazie M12 po przejęciu Vectora przez TradeLink zbudowano jeszcze jeden prototyp o kryptonimie SRV8, po czym firma dokonała żywota. Wiegert odzyskał jej pozostałości kilka lat później i rozpoczął prace nad nowym samochodem.
Tekst: Przemysław Rosołowski
Ostatnia aktualizacja: 25.08.2012