Na wiosnę 2013 roku przypadła dokładnie pięćdziesiąta rocznica działalności Automobili Lamborghini, założonego w maju 1963 roku przez Ferruccio Lamborghini'ego. Z tej okazji włoska marka przygotowała masę atrakcji: limitowany do zaledwie trzech sztuk model Veneno, limitowany do stu egzemplarzy model Aventador LP720-4 50° Anniversario, rocznicowe Gallardo LP560-2 50° Anniversario oraz 5-dniowy rajd przez Włochy posiadaczy samochodów marki i zaproszonych gości specjalnych - Grande Giro Lamborghini 50° Anniversario.
Wielki, blisko 4-kilometrowy konwój aż 350 samochodów Lamborghini z 29 krajów świata o łącznej mocy około 190 tysięcy koni mechanicznych ruszył w drugim tygodniu maja. Najmłodszy kierowca w stawce urodził się w 1991 roku, a najstarszy miał za sobą 75 wiosen. Najliczniej reprezentowana była Wielka Brytania (71 aut) i model Gallardo (123 sztuki). W pochodzie ponadto znalazły się między innymi: trzy sztuki 350 GT, pięć 400 GT, siedemnaście Miur, osiem Espad, dwie Laramy, sześć Urraco, piętnaście Countachów, jeden LM 002, dwadzieścia jeden Diablo, trzydzieści sześć Murcielago i prototyp Cala z ItalDesign.
Trasa Grande Giro Lamborghini 50° Anniversario startowała od starego centrum Mediolanu, biegła przez miejscowości regionu Emilia-Romagna, Forte dei Marmi, Rzym i jedenastego maja zakończyła się uroczystą kolacją w Bolonii z fajerwerkami. Na zgromadzonych tego wieczoru czekała jeszcze jedna niespodzianka. Lamborghini Egoista.
Przed blisko tysiącem zaproszonych osób pokazano niezwykły koncept, który specjalnie na pięćdziesiąte urodziny marki przygotował zespół Waltera De Silvy, szefa stylistów grupy Volkswagena. Jak wyjaśnia sam De Silva: "To samochód przygotowany tylko dla jednej osoby, chcącej wyrazić swoją osobowość w największym, możliwym ujęciu. To samochód zaprojektowany pod najbardziej wytrawne gusta, poszukujące ekstremów. To hedonizm w ekstremalnej postaci, samochód bez kompromistów, jednym słowem: egoista.".
Imponujący wjazd, a raczej lądowanie pojazdu na scenie poprzedził krótki materiał filmowy, a za kierownicą auta zasiadł Stephan Winkelmann, szef Lambroghini. Kosmiczna maszyna, inspirowana nie tylko historią Lamborghini, ale także lotnictwem, w tym helikopterem Apache, powstała wokół kierowcy, który zasiada w środku w kokpicie przypominającym myśliwiec, a nie samochód. Za wygląd wnętrza odpowiadał przede wszystkim Stefan Sielaff, za karoserię głównie Alessandro Dambrosio. De Silva zdradza, że kokpit, wykonany z włókien węglowych i aluminium, projektowano z myślą o przyszłości - tak, aby można było oddzielić go od samochodu i umieścić w samolocie, zapewniając właścicielowi obu maszyn mnogie opcje podróżowania.
Na pokładzie między innymi: poduszka powietrzna, 4-punktowe pasy bezpieczeństwa, instrumenty wzorowane na przyrządach z samolotów oraz zdejmowana kierownica, której pozbycie się jest jednym z warunków zajęcia miejsca w środku. Drugi warunek to gibkość ciała na poziomie pilota, tudzież kierowcy wyścigowego, którzy aby zająć swoje stanowisko pracy muszą niejednokrotnie sporo się nagimnastykować.
Co miała na myśli ekipa projektująca karoserię? Według twórców z labiryntu figur geometrycznych ma wyłaniać się opuszczona głowa gotowego do ataku byka. Przód samochodu zaprojektowano z myślą o generowaniu docisku aerodynamicznego, za który z tyłu odpowiadają tylko dwie ruchome klapki. Aby było lżej i chłodniej cały tył jest "otwarty", a prawie wszystkie światła, białe, czerwone, pomarańczowe i zielone wykonano w technologii LED. Nad wlotami powietrza z przodu ukryto dwa xenony, służące do wnikania głęboko w mrok.
Z lotnictwem Egoistę łączą nie tylko kształty i inspiracje. Na karoserii wyznaczono strefy, na które można wchodzić lub o które można się opierać, przy wlewie paliwa znalazł się napis "jet fuel only", nadwozie wykonano ze specjalnego materiału, nieczułego na wiązki radarów, a szyby z pomarańczowym zabarwieniem są obojętne na odblaski. Z tego samego materiału, co nadwozie wykonano także obręcze, które dodatkowo uzbrojono w łopatki z włókna węglowego, poprawiające wymianę powietrza.
Pod cielskiem Egoisty, porażającym kształtami i kolorami, kryje się ziemska technologia, przeszczepiona z modelu Gallardo. Za plecami kierowcy znajduje się dobrze znane V10 o pojemności 5,2 litrów, które w swojej trwającej ponad dekadę karierze dorobiło się okrągłych 600 koni mechanicznych.
Egoista jest tylko jeden i drugiego nie będzie, a wszyscy nim zainteresowani mogą sobie o nim tylko pomarzyć. To prezent od Lamborghini dla Lamborghini, którego moc tkwi w zaspokajaniu samego siebie, a piękno w samotności. To również odpowiedź na jedno z marzeń Ferruccio Lamborghini'ego: "Chcę samochód z silnikiem z tyłu i nie chcę w nim żadnych pasażerów. Chcę go tylko dla siebie i chcę go dokładnie takim, jakim go sobie wyobrażam".
Tekst: Przemysław Rosołowski
Ostatnia aktualizacja: 12.05.2013