Lamborghini Diablo utrzymało się w sprzedaży przez ponad dekadę, dopieszczane w ostatnich latach swojego panowania dzięki zastrzykom gotówki i technologii prosto z wielkiej rodziny Volkswagena. Zanim jednak włoska marka przeszła pod skrzydła Audi w jej planach pojawiło się kilka ambitnych projektów: od małego coupe po następcę Diablo.
Prace nad małym Lamborghini, projektem P140 z silnikiem V8, rozpoczęto już w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, ale skończyło się tylko na prototypach. Niczego na rynek nie wniósł także koncept Cala z jednostką V10, którego karoserię zaprojektowano w ItalDesign. W latach dziewięćdziesiątych skupiono się na rozwinięciu linii V12, nie tylko o nowe wersje Diablo. W ich połowie Marcello Gandini zaprojektował dla Lamborghini supercoupe Acosta, które miało stać w ofercie jeszcze wyżej, niż Diablo, a w studiu Zagato powstał wulgarny Raptor. Raptor miał trafić do limitowanej produkcji, ale zakończyło się tylko na testach prototypu i dobrych chęciach.
Wraz z kolejnymi projektami Michael Kimberly, ówczesny szef Lamborghini, podjął ścisłą współpracę ze studiem kierowanym przez Andreę Zagato. Pierwszym z projektów była super terenówka LM003 Borneo, która skończyła tylko jako szkice i modele w skali. Drugim był nowoczesny następca Diablo, którego konstruowanie rozpoczęto jeszcze w 1985 roku i kilkanaście lat później coraz bardziej tracił siłę przebicia. Nowe przedsięwzięcie otrzymało kodowe oznaczenie L147. W Zagato mówią o nim jako Superdiablo, samo Lamborghini stosuje nazwę Canto, pisaną również jako Kanto. W języku łacińskim "canto" oznacza pieśń, śpiew.
Za kształty nowego auta w największej mierze odpowiedzialny był Norihiko Harada, który wcześniej popełnił między innymi Alfę Romeo SZ. Cała bryła samochodu zdominowana była przez monstrualne wloty powietrza w tylnej części, które z czasem przeprojektowano i zmniejszono. Zabiegi kosmetyczne w kolejnych latach przeszedł także przód i tył Canto, goniąc za zmieniającymi się trendami i technologiami (na przykład światła). Wnętrze modelu nigdy nie doczekało się formy, w której mogłoby wejść do produkcji seryjnej.
Pierwszy prototyp L147 wyposażono w jednostkę napędową z Diablo SV, która rozwijała skromne 510 KM. Później w jej miejscu znalazło się 6-litrowe V12, które miało produkować co najmniej 600 koni mechanicznych. Na hamowni z motoru wyciśnięto około 640 KM, wersja seryjna miała być ograniczona do 610 rumaków. Silnik miał współpracować z półautomatyczną, 6-stopniową przekładnią Valeo, sterowaną przyciskami na kierownicy. W pierwszej kolejności napęd miał być przekazywany tylko na tył, w kolejnych ewolucjach na wszystkie cztery koła. Zamaskowane prototypy testowano na pętli Nardo z prędkościami dochodzącymi nawet do 350 kilometrów na godzinę.
Kłopoty Canto zaczęły się w połowie 1998 roku wraz z przejęciem filmy przez Niemców. Nowy samochód nie spełniał ich wizji Lamborghini i po kilku miesiącach wątpliwości został nieodwołalnie anulowany. Maszyna dostąpiła tylko wewnętrznego pokazu w fabryce Lamborghini, a jej światowa premiera, zapowiadana na salon samochody w Genewie w 1999 roku, nigdy nie doszła do skutku. Diablo doczekało się następcy dwa lata później w postaci 580-konnego modelu Murcielago, który powstał prawie od zera.
Według danych Lamborghini zbudowano tylko pięć prototypów Canto. Tyle też można doliczyć się ze zdjęć szpiegowskich z testów: dwie sztuki pomarańczowe, jedna czerwona, jedna srebrna oraz jedna czarna. Egzemplarze pomarańczowe znajdują się w muzeach Zagato oraz Lamborghini (można je odróżnić między innymi po felgach, tylnych światłach i kolorze progów). Nieoficjalnie mówi się, że czarne Canto spoczywa gdzieś w prywatnej kolekcji w Japonii. Los pozostałych sztuk jest nieznany... o ile tylko nie były wcześniejszymi wcieleniami aut, o których istnieniu wiadomo.
Canto nie odstawiono od razu do magazynów, ale przez kilkanaście miesięcy wykorzystywano do testów nowych silników. Na jego pokładzie sprawdzano 740-konne V12 o pojemności sześciu litrów, przeznaczone dla Diablo GT, zupełnie nowe, 400-konne V10 oraz wielkie, 8-litrowe V12 o mocy przeszło 700 koni mechanicznych. Ta ostatnia jednostka miała gwarantować piorunujące osiągi: sprint od zera do 100 kilometrów na godzinę w czasie zaledwie 2,9 sekund i prędkość maksymalną prawie 380 km/h! Okazała się jednak zbyt awaryjna i Włosi pozostali przy mniejszych jednostkach.
Tekst: Przemysław Rosołowski
Ostatnia aktualizacja: 20.10.2013