Dzięki modelowi LFA, którego pojawienie się na rynku poprzedzało kilka konceptów i występy prototypów w wyścigach długodystansowych, Lexus wkupił się w pierwszą ligę producentów samochodów sportowych z najwyższej półki. Z racji limitowanej produkcji i zaporowej ceny występ ten można uznać jedynie za gościnny, ale szlak został przetarty i pójście za ciosem wydaje się co najmniej kuszące. Możliwy kierunek kolejnych kroków japońskiej marki w tym segmencie w styczniu 2012 roku na North American International Auto Show w Detroit zdradził koncept LF-LC. W tym samym miejscu dwadzieścia trzy lata wcześniej Lexus pokazał pierwszy model w swojej historii, czyli mierzącą pięć metrów długości limuzynę LS 400, którą opracowano od zera.
Agresywnie stylizowany LF-LC, utrzymany w klimatach produkowanych seryjnie modeli CT i GS, powstał na polecenie centrali z Japonii w studiu stylistycznym Calty Design w kalifornijskim Newport Beach. Celem projektu od początku było nakreślenie awangardowego, skupionego wokół kierowcy coupe, które odważnie wyznaczałoby kierunek, w którym pójdą kolejne samochody Lexusa. Jego znakiem rozpoznawczym jest wielki grill, otoczony ostro zakończonymi płatami nadwozia, które przypominają kształtem literę L i przewijają się przez całą karoserię. Dach coupe wykonano ze szkła i połączono z resztą nadwozia pociągniętymi na całej jego długości, aluminiowymi "spinkami". Z tyłu znalazły się cztery końcówki wydechu, światła przeciwmgielne i utkane z czerwonych "nitek" światła pozycyjne, inspirowane dopalaczami w silnikach odrzutowych, co za każdym razem podkreślają ich projektanci.
Wnętrze dla czworga osób w faworyzującym kierowcę i pasażera obok układzie 2+2 zaprojektowano z myślą o jak największej integracji z kierowcą i poczuciu obcowania z czymś więcej, niż tylko zimną maszyną, nadając mu organiczne kształty i faktury. Kabinę wyłożono skórą i zamszem z akcentami z drewna i szczotkowanych metali, w które zamknięto najnowsze zdobycze technologii. Te najbardziej istotne to dotykowy ekran dla kierowcy, ukryty w rozchylonym niczym płatki kwiatów tunelu środkowym oraz dwa ekrany LCD o przekątnej 12,3 cali służące sterowaniu między innymi klimatyzacją, systemem audio i nawigacją. Poprzez 4-calowe ekrany dotykowe w drzwiach sterujemy również otwieraniem drzwi i szyb, regulacją lusterek i foteli oraz funkcjami osobistymi. Ważne jest również to w jaki sposób dotykamy tych ekranów - na przykład im szybciej przesuwamy po nich palcem, tym szybciej opuszczają się szyby. Jedynie silnik uruchamiamy w charakterystyczny dla samochodów sportowych sposób - poprzez czerwony przycisk startera, który w LF-LC znalazł swoje miejsce na kierownicy.
Technika ukryta pod soczyście czerwonym nadwoziem konceptu, której nie można dostrzec gołym okiem, pozostaje tajemnicą Lexusa. Firma wspomina jedynie o silniku spalinowym umieszczonym z przodu, napędzie przekazywanym na tylne koła i układzie hybrydowym kolejnej generacji z systemem odzyskiwania energii kinetycznej (Advanced Lexus Hybrid Drive). W przypadku podobnego rozmiarami LFA silnik z przodu oznaczał 4,8-litrowe, wolnossące V10 o mocy 560 koni mechanicznych, które pozwalało na rozpędzenie się do 100 km/h w 3,7 sekundy. W modelu SC, do którego konceptowi równie blisko, było to 4,3-litrowe V8 o mocy dochodzącej do 305 KM.
LF-LC, będący jedynie stylistycznym ćwiczeniem bez szans na produkcję seryjną, zakończył swój debiutancki występ w Detroit z wyróżnieniem w postaci przyznawanej co roku nagrody EyesOn Design dla najlepszego konceptu. Za jej wręczeniem stoi jury złożone z projektantów samochodów i wykładowców uczelni zajmujących się wzornictwem przemysłowym z całego świata. Jak z nieskrywanym entuzjazmem przyznał wiceprezydent Lexus US Group to znakomity początek roku dla Lexusa i zwiastun, iż kolejne miesiące, w ciągu których pojawi się aż dziewięć nowych lub odnowionym modeli, będą dla marki równie szczególne.
Jesienią tego samego roku japońskie coupe przeobraziło się w błękitnego LF-LC Blue, który został przygotowany na salon samochodowy w Sydney. Przy okazji pokazu konceptu w Australii zdradzono, że znajdziemy w nim silnik spalinowy, pracujący w cyklu Atkinsona i wysokonapięciową paczką wydajnych baterii. Cały układ napędowy miałby dawać okrągłe 500 koni mechanicznych.
Tekst: Przemysław Rosołowski
Pierwsze opracowanie: 20.01.2012
Ostatnia aktualizacja: 11.01.2016