Lotec C1000
W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych super samochodów nie brakowało. Wystarczy wspomnieć Lamborghini Diablo, Ferrari F40, a potem F40, Jaguara XJ220 i McLarena F1, nie zapomniając o dziesiątkach prób innych producentów, które często kończyły się na kilku egzemplarzach. Ale oferta rynkowa nie wszystkich zadowalała. Pewien kolekcjoner ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich zażyczył zbudowania dla siebie jedynego w swoim rodzaju, najszybszego samochodu na świecie. Zadanie powierzono niemieckiej firmie Lotec.
Lotec specjalizował się w tym czasie między innymi w tuningu samochodów Ferrari, BMW, Mercedes-Benza i budową aut na specjalne zamówienia. W wyjątkowym projekcie o oznaczeniu C1000 oparto się na nowoczesnym kadłubie z włókien węglowych, do którego dołączono kompozytową karoserię o profilu klina i potężny silnik ze stajni Mercedes-Benza - wszystko na wzór najlepszych samochodów wyścigowych.
Blisko pięć lat prac zaowocowało ekstremalnym super coupe z sercem w postaci 5,6-litrowej jednostki V8 o mocy sięgającej dzięki dwóm turbosprężarkom Garretta początkowo 750, a później okrągłego 1000 koni mechanicznych. W połączeniu z masą własną zaledwie 1080 kilogramów miało to zapewniać piorunujące osiągi: przyspieszenie od zera do 100 km/h w czasie 3,2 sekund, do 200 km/h w czasie tylko 8,1 sekund i teoretyczną prędkość maksymalną aż 430 km/h. Druga, bliższa producentowi i mocy 850 KM wersja wydarzeń mówi o 4,2 sekundach do setki i prędkości maksymalnej skromnych 374 km/h.
Lotec C1000 ma się całkiem nieźle do dnia dzisiejszego, poza jednym małym szczegółem. Nikt go nie chce. Auto pojawia się w ogłoszeniach i aukcjach internetowych regularnie od roku 2006, ale nie może znaleźć chętnego na zakup (w roku 2013 RK Motors oczekiwało, że sprzeda C1000 na aukcji za 1-1,3 miliona dolarów, ale nikt nie był gotowy na wyłożenie takiej kwoty). Nieoficjalnie mówi się, że sama budowa i opracowanie samochodu pochłonęło blisko 3,5 miliona dolarów.