Socema Gregorie
Wśród największych marek, które bezpośrednio po drugiej wojnie światowej włączyły się do mających zmienić oblicze samochodów drogowych i wyścigowych eksperymentów z silnikami turbinowymi, znalazł się Rover, Chrysler i Fiat, ale nie brakowało także mniejszych graczy. Wśród nich odnajdziemy między innymi francuską Socemę, zajmującą się produkcją podzespołów dla samolotów.
Francuzi zaskoczyli własnym autem z silnikiem turbinowych zwiedzających salon samochodowy w Paryżu już jesienią 1952 roku. Samochód, którego skonstruowanie spoczęło na barkach Jeana Alberta Gregoire'a odznaczał się nie tylko nowym źródłem napędu, ale także niezależnym zawieszeniem wszystkich kół z możliwością regulacji i niezwykłą, opływową karoserią o współczynniku oporu powietrza wynoszącym zaledwie 0.19. Nadwozie wykonano w całości z aluminiowego odlewu, a jego budowę powierzono działającemu od 1887 roku zakładowi Hotchkiss, z którym Gregoire współpracował już wcześniej przy okazji sportowego coupe Hotchkiss Gregoire.
Cały samochód ważył około 1300 kilogramów, z czego 130 kilogramów przypadało na silnik o mocy około 100 koni mechanicznych. Jednostkę napędową połączono ze specjalnie skonstruowaną, elektromagnetyczną skrzynią biegów typu Cotal, której towarzyszył elektromagnetyczny układ hamulcowy (silnik turbinowy, rozkręcający się do 45 tysięcy obrotów na minutę, po odjęciu gazu nie miał tendencji do zwalniania). W teorii coupe miało przekraczać 200 km/h, ale w praktyce okazało się zbyt awaryjne i kosztowne w naprawach. Koncern CEM, właściciel Socemy, zakręcił wkrótce kurek z gotówką i projekt odszedł w zapomnienie.
Model Socema Gregorie powstał w tylko jednym egzemplarzu, który dotrwał w jednym kawałku do dnia dzisiejszego. Samochód można podziwiać w muzeum 24-godzinnego wyścigu Le Mans w miejscowości Sarthe we Francji. Jego licznik wskazuje na przejechanie zaledwie... 27 kilometrów!