Purves Dynasphere
Czy ktoś powiedział, że samochód musi mieć cztery koła, a motocykl dwa? Albo, że pojazd poruszający się o własnych siłach musi mieć w ogóle koła? Być może znalazłoby się kilka osób, pasujących do opisu, ale doktor John Purves do nich z pewnością nie należał. Anglik na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych zbudował własną maszynę jeżdżącą, która... sama w sobie była wielkim kołem z kierowcą w środku!
Natchnieniem do zbudowania kilku prototypów pod wspólną nazwą Dynasphere, a pieszczotliwie "Jumbo", były dla Purvesa szkice samego Leonadra Da Vinci. W sumie powstało kilka wariantów w różnych rozmiarach, które miały wkrótce zrewolucjonizować transport publiczny: jednoosobowe, dwuosobowe, czteroosobowe, osmioosobowe, z silnikami elektrycznymi i spalinowymi. Najmniejsze egzemplarze zasilano silnikiem elektrycznym, w większych doszła do głosu jednostka benzynowa, ale o mocy zaledwie 2,5 koni mechanicznych przy masie całej maszyny dochodzącej do 450 kilogramów i wysokości 3 metrów.
W każdym przypadku pasażerów otaczał wewnętrzny pierścień, który podczas ruchów kierownicy pochylał się względem zewnętrznego, co umożliwiało skręcanie. Wszystko to działało zgodnie z pomysłem twórcy, którego wspierał syn. Na testach w Brooklands i na plaży Weston-super-Mare pojazd rozwijał nawet prędkości dochodzące do 50 km/h, ale miał kilka niedoróbek, obok których nie można było przejść obojętnie..
Maszynie nie służyły nieutwardzone nawierzchnie, a jej największą bolączką były manewry wymagające dużej precyzji: pokonywanie ostrych zakrętów i hamowanie. Przy próbie zatrzymania pojazdu z większych prędkości kierowca i pasażerowie mogli w najgorszym przypadku zacząć obracać się z całym wehikułem. Po chwilowej fascynacji okazało się, że świat nie jest tym wynalazkiem zainteresowany i pomysły Purvesa, który zmarł w 1952 roku nigdy nie chwyciły.