Marcos Mantis
Coupe Mantis miało otworzyć przed Marcosem wrota na nowe rynki i przyciągnąć nowych klientów. Stało się jednak odwrotnie, a firma, która znana była z samochodów sportowych i wyścigowych, przypłaciła ten eksperyment reputacją, płynnością finansową oraz rozłamem pomiędzy dotychczasowymi klientami i miłośnikami. Co dokładnie poszło nie tak? Wyliczankę należy zacząć od tego, że samochód wyglądał jak zostawiony przez stylistów w połowie operacji plastycznej.
Model Mantis był pierwszym, dużym coupe firmy założonej przez Jema Marsha i Franka Costina (stąd Marcos), które mogło zmieścić cztery dorosłe osoby. Do jego skompletowania, tak, jak w przypadku starszych aut, wykorzystano elementy produkcji British Leyland oraz Forda. Pod maską wylądowała widlasta, sześciocylindrowa jednostka napędowa od Forda, która przy pojemności 2,5 litrów produkowała z pozoru wystarczające 150 koni mechanicznych.
Samochód na przestrzennej, rurowej ramie ważył około 1040 kilogramów, rozwijał setkę w 8,5 sekund, rozpędzał się do prawie 205 km/h i spalał średnio jakieś 15 litrów paliwa na 100 kilometrów. Na papierze wyglądało to nieźle, ale w rzeczywistości był trudny w prowadzeniu z tendencją wyprzedzania przedniej osi przez tylną. Za nowości kosztował 3185 funtów, które w czasie kryzysu paliwowego skłonne okazało się wydać tylko 32 osoby. Po zaledwie dwóch latach produkcji firma musiała zacisnąć pasa, przeprowadzić gruntowną reorganizację i ograniczyć się do małego kit cara na bazie Mini.
Przed przygotowaniem auta drogowego w Marcosie powstało także wyścigowe coupe Mantis XP (ostatnie zdjęcia). Eksperymentalny pojazd wyposażono najpierw w umieszczone centralnie, 3-litrowe V8 z Formuły 1, a później w 3,5-litrowe V8 od Buicka. XP miał wystartować w 24-godzinnym wyścigu Le Mans, ale do tego nigdy nie doszło. Auto zdążyło pokazać się tylko na Spa-Francorchamps, gdzie musiało walczyć w deszczu głównie z własnymi słabościami i ostatecznie nie dojechało do mety.